Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
8
WŁ. ST. REYMONT

— Jańciu, puść mnie do pieca i nie patrz! Muszę zdjąć buciki! Ale i panu nie wolno... nie wolno... — zawołała do swojego towarzysza i zerwawszy się od pieca w jednym buciku tylko, odwróciła go plecami do siebie. Patrz pan na Gałkowską, ślicznie się dzisiaj zrobiła! Jańciu patrz w szydełko pani Korczewskiej! — wołała ze śmiechem, zdejmując drugi bucik, wysypała śnieg i oparła maleńkie nóżki w czarnych pończochach na ciepłych drzwiczkach, oglądając się przytem co chwila, czy kto nie patrzy.
— Ho! ho! Lili ma nowe futerko! Dobry »bębenek« z tego obywatela — dodała ciszej Gałkowska, oglądając dziewczynę z uwagą, pełną zazdrości.