Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
7
LILI

trzy... cztery... Grabiec pisał, że chciałby nas wszystkich angażować, a w każdym razie coś się postanowi. O, już ktoś idzie!...
Jakoż w tej chwili drzwi się otwarły, i z całą falą śniegu i wiatru, wpadła młoda dziewczyna, a za nią elegancki, przystojny mężczyzna.
— Dzień dobry! Jezus! taki śnieg! taki wiatr! tak zimno! Mam pełne buciki śniegu. Przechodząc koło apteki, spojrzałam na tego pigularza ryżego i bach... w całą kupę śniegu się przewróciłam. Pan Zakrzewski ledwie mnie wyciągnął — mówiła prędko, tupiąc nogami, otrzepując się ze śniegu, witając z kobietami i kręcąc się po pokoju, który napełniła wesołą wrzawą.