Strona:Władysław Stanisław Reymont - Lili.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
109
LILI

wiadał niezmiennie, poruszony do głębi jej szczerą naiwnością.
— A potem będzie wielki bal, będziemy tańczyli! I nie będzie potrzeba rozbierać się prędko, pakować garderoby, iść do dyrekcyi po pieniądze! Więc to wszystko będzie naprawdę! Mój Boże! mój Boże, już nie rozumiem! Ty chcesz zostać moim mężem, ja mam być twoją żoną, i to wszystko prawda?
Mówiła jakby w gorączce, nie mogąc uwierzyć, że to nie będzie przedstawienie.
— Prawda! Będziesz moją żoną, rzucimy teatr i zapomnimy o nim prędko.
— Nie będziemy w teatrze, a co ja robić będę?
— Będziesz moją żoną.