Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

matka wybiegła z pokoju, wyrzekając na sługi.
Zostali sami... Dość ożywiona przedtem rozmowa przerwała się. Byli zakłopotani. Ada wlepiła oczy w robótkę i ze szczególną pilnością liczyła oczka w kółku i migotała szydełkiem.
Spojrzał badawczo na drzwi i okna i podniósł się z krzesła.
Drgnęła i jeszcze niżej opuściła głowę nad robótką. Przycisnął jej rękę do ust gorących i szeptał: — Dziękuję, dziękuję...
Podniosła ku niemu twarz cudnie zarumienioną:
— Za co mi pan dziękuje?
— Za dobroć serca, dzięki któremu dostałem lekcje.
— Ależ to nie moja zasługa, to brat; ja mu tylko wspominałam.
— Więc dzięki stokrotne właśnie za to wspominanie, za wszystko, co mam z łaski pani...
— I za cóż więcej?
— Za szczęście!