Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dawno się znacie?
— Przeszło rok... poznaliśmy się tutaj na stacji, u jej brata...
— Zawiadowcy — dokończył Jan.
— Skąd wiesz, że to jej brat?
— Mówiła mi matka o synu zawiadowcy. — Uśmiechnął się, podkreślając ten wyraz.
Józef zrozumiał ironję i jął tłumaczyć:
— Widzisz, to prosta kobieta, prosta, ale zacności, chlubi się dziećmi, bo je własną pracą wychowała i wykształciła, jak mogła... Syn ukończył kilka klas, Ada pensję... Jest rozumna, wykształcona, gra na fortepianie, mówi po francusku...
Jan o mało nie parsknął śmiechem, ale wporę się powstrzymał.
— Tak, kobieta z talentami — dodał.
— Cóż ci matka mówiła?
— Bardzo wiele, o twojej chorobie, o synu, byłaby mi nawet opowiedziała okres ząbkowania panny Adeli, ale nie było czasu.