Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 31 —

maszyniście, wysiadł, rozglądając się ciekawie.
Nieznajomy wkrótce się zjawił, i, obszedłszy pociąg z drugiej strony stacji, weszli do niewielkiego domu.

III.

Wchodząc do dobrze oświetlonego pokoju, zaraz od progu ujrzał chorego, który na widok wchodzących chciał się podnieść, lecz brakło mu sił, jęknął tylko cicho i wychudzoną rękę wyciągnął na powitanie. Jego niespokojne oczy badawczo zatrzymały się na Janie.
— Józiu, nie poznajesz mnie?
Chory patrzył przez chwilę i zawołał, uśmiechając się radośnie:
— Jasio! Mój Jasiek!
Uściskali się serdecznie.
— Co za szczęśliwe zdarzenie! Co za traf błogosławiony — szeptał chory. Lecz wysiłek i wzruszenie zatamowały mu od dech. Krew rzuciła się ustami. Gdy zatamowano odpływ, chory leżał spokojnie