Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ty wracał do domu i zaraz od proga wołał do matki:
— Wiesz, Antosiu, trafiłem pięć razy do asa! Chwalić Boga, jeszcze jest ręka i oko!
Matka kiwała na to smutnie głową, ojciec się irytował, a ksiądz burczał:
— Jeszcze ci mało, widać, Kufsztajnu, mało ci Sybiru! Chcesz jeszcze raz spróbować! Oj, swędzi cię skóra, swędzi!
W piątki, od samego rana, schodziły się baby i chłopi z listami od synów i braci z wojska. Co to były za płacze, krzyki, lamenty! Barbara zjawiała się nieubłaganie co tydzień i czekała, czy niema co od syna... Nigdy nic nie było, ale zasiadała w kuchni i zanudzała wszystkich nieskończonemi opowiadaniami o swoim Maciusiu...
Przychodzili żydzi z listami, pisanemi po polsku.
Między nimi Berkowa — handlowała jajami, nosiła cytryny — i z płaczem wspominała syna.— Joska.