Naprzód rozdawano listy, potem gazety.
Czasami ja chodziłem na pocztę, rzadko kiedy wuj Ludwik, ojciec nie pozwalał:
— Nie właź im w oczy! Nie trzeba! Siedź cicho!
W domu rozpoczynała się uroczystość czytania gazet. Na początek szły wiadomości z wojny — same hiobowe wieści. Więc lamenty, narzekania...
Wieczorem schodzili się panowie: Rogowski, Bielecki, Michalski, Tarnowski, Kochanowski, przychodził też wuj, ksiądz Szymon. Zjawiał się wuj Ludwik. Zasiadano do herbaty i dyskusji, więc wiary, nadzieje, marzenia. Wuj Ludwik klął zcicha, wzdychał, palił lulkę. Księdzu musiałem późno w noc pilnować cybucha...
Skoro się rozeszli, wuj Ludwik wracał do swego pokoju, zasłaniał okno i chodził całą noc, wyciągał broń, rozbierał, czyścił...
Nazajutrz szedłem z nim do lasu, gdzie strzelał do celu, wprawiał się. Uśmiechnię-
Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/278
Wygląd
Ta strona została przepisana.