Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nim o kilkanaście kroków szli nieznajomi...

O mio Napoli, o santa citta,
Tu sei sempre il Paradiso

zaśpiewała znowu i umilkła.
Pies zawył żałośnie, zaczął drapać skalistą drogę i jakiś strwożony powlókł się przy nogach swego pana.
Zmrok już zapadł. Wiatr zerwał się od morza, uderzał w ściany eukaliptusów i targał winnicami, które, jak nieskończone, zielone sieci, zwisały od drzewa do drzewa.

Świeca drgnęła po raz ostatni i zagasła. Przez wielkie okna zaczęły się wsączać srebrne blaski księżyca i zatapiać pokój w ciszy głębokiej. Wszystkie kształty rozsypały się w widmowy, drgający pył, z którego dopiero po chwili zaczęły się wynurzać słabe zarysy psa, zwiniętego w kłębek na dywanie. Złocone ramy obrazów,