Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

omglone, szare przestrzenie płyną rytmy hymnu, chorągwie trzepoczą, głowy dziewczynek świecą płowemi blaskami, olbrzymie wstęgi rozwijają się jak promienie jaskrawe, a białe napisy połyskują przed oczyma: «Bądźcie miłosierni!»
Spotkałem tej niedzieli jeszcze kilka podobnych pochodów.
Wieczorem na ulice wylęgają tłumy. Tawerny pootwierane, i ci sami ludzie, którzy słuchali z przejęciem pobożnych przemówień, chodzili za procesjami i śpiewali psalmy, ci sami tłoczą się teraz do szynków, kobiety i dziewczęta narówni z mężczyznami. Gazowe latarnie błyskają sznurami, światła elektryczne płoną jak słońca, na ulicach gwar rośnie, śmiechy i pijackie piosenki rozlegają się zewsząd. Caby zaczynają krążyć z turkotem, a ulicami płynie lud rozbawiony, hulaszczy, już napół pijany. Z otwartych szynkowni coraz to ktoś wychodzi z twarzą czerwoną, obrzękłą i nieprzytomnym głosem zaczyna śpiewać. Na środku ulicy gra orkiestra,