Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

była światłem, gdy druga tonęła w cieniu pod kopułami olbrzymów.
Płynęli cicho, zasłuchani w cuda nocy. Głucho odbijał plusk wody, wyrzucanej wiosłami. Płynęli odsłoniętym brzegiem, zarośniętym dzikim chmielem, który długiemi ramionami zwisał nad wodą, dusząc w uścisku rozkwitłe czeremchy, lub jednem pchnięciem wioseł zasuwali się w cienie, gdzie tylko miejscami woda była jakby narzucona przecudną, srebrną koronką światła, przedzierającego się przez gałęzie i liście drzew.
Nenufary pokładły ciężkie swe głowy na wodzie...
Irysy na brzegu pospuszczały zamknięte kielichy i płakały kroplami rosy...
Cicho było i spokojnie...
Najlżejszy wietrzyk nie zakołysał tonią, ani poruszył uśpionych kwiatów...
Gwiazdy świeciły, jakby przysłonięte sennością przyrody.
Cicho było i spokojnie.
Serca biły zwolna. Myśli legły w bez-