Strona:Władysław Stanisław Reymont - Krosnowa i świat.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 11 —

rękach, przestępował z nogi na nogę i wkońcu pierwszy przemówił:
— Panie Naczelniku, będzie mi darowane, że śmiem zaczynać pierwszy, że śmiem prosić o pracę, o zajęcie jakiekolwiek...
— Bardzo pięknie, że pan pracowaać chce...
— Tak, nietylko chcę, nietylko mogę, ale potrzebuję — muszę! — mówił, ośmielony milczeniem — i gdyby pan Naczelnik... był łaskaw uwzględnić moją prośbę...
— A wiesz pan, to ważne!
— Jak, dla mnie, to kwestja życia.
— Czyż tak?
— Dlatego, że, chcąc żyć, muszę pracować, a chcąc pracować, muszę mieć pole jakiekolwiek do pracy... Szukałem wszędzie, nie znalazłem — sądziłem. że już nigdzie nie znajdę! Powiedziano mi w ostatniem miejscu, gdziem prosił o zajęcie, aby się udać do pana Naczelnika. Przeto przychodzę nie z nieśmiałością, ale z rozpaczą, z błaganiem o jakakolwiek prace z naj-