Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 361 —

— A wrócisz do wsi, to cię zaszczujemy psami! — podniesła jakąś grudę czy kamień i grzmotnęła w nią z całej siły — za krzywdę moich dzieci!
— Za wstyd całej wsi! — biła ją druga.
— Byś sczezła na wieki!
— By cię święta ziemia wyrzuciła!
— Byś zdechła z głodu i pragnienia!
Biły w nią głosy, grudy ziemi, kamienie i przygarście piachu, a ona leżała, kiej kłoda, zapatrzona jeno w rozkolebane nad sobą drzewa.
Spochmurniało nagle na świecie, zaczął padać deszcz gruby i ziarnisty.
Pietrek z wozem cosik się zamarudził, że, już nie czekając na niego, wracali kupami, a jakoś dziwnie cicho, ale gdzieś w połowie drogi spotkali Dominikową, szła okrwawiona w potarganej odzieży, zaszlochana i z trudem macająca kijem drogę, a gdy pomiarkowała, kto ją wymija, wybuchnęła strasznym głosem:
— Ażeby was mór! Ażeby was zaraza! Ażeby was ogień i woda nie szczędziły!
Każden jeno głowę wtulił w ramiona i uciekał zestrachany.
A ona wielkiemi krokami pobiegła na ratunek Jagusi.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Burza rozsrożyła się już na dobre, niebo posiniało kiej wątroba, kurz zakotłował wielgachnemi kłębami, topole z jakiemś szlochaniem i krzykiem przyginały się do ziemi, zawyły wiatry i jęły coraz zapamiętalej walić