Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/313

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 311 —

szczerze ubolewając nad Tereską, jęły przewidywać najgorsze la niej rzeczy, aż im przerwała Jagustynka:
— Psu na budę taka sprawiedliwość! Hale, pójdzie se taki ciołek na całe roki we świat, kobietę ostawi samą, a potem, jak się niebodze co przygodzi, to gotów ją choćby i zakatrupić! A wszystkie też bij zabij na nią! Kajże to sprawiedliwość! Chłop to se może używać, jak na psiem weselu, i nikto mu zato nie rzeknie nawet marnego słowa. Docna głupie urządzenie na świecie! Jakże, to kobieta nie żywy człowiek, to z drewna wystrugana, czy co? Ale, kiej już musi odpowiadać, to niechże i gach zarówno płaci, przeciek pospólnie grzeszyli. Czemuż to jemu tylko uciecha, a la niej samo płakanie, co?
— Moiściewy, tak już postanowione od wiek wieka, to i ostanie! — szepnęła Kłębowa.
— Ostanie, żeby się naród marnował, a zły cieszył, ale ja tobym postanowiła inaczej: wzion któren cudzą kobietę, to niechże se ją ostawi na zawdy, a nie zechce, bo mu już nowa lepiej zasmakowała, kijem ścierwę i do kreminału!
Antek roześmiał się z jej zapalczywości, skoczyła ku niemu z wrzaskiem.
— La was to ino warte śmiechu, co? Zbóje zapowietrzone, każda wam najmilejsza, póki jej nie dostanieta! A potem jeszcze się przekpiwają!
— Wydzieracie się, jak sroka na pluchę! — rzucił niechętnie.
Poleciała na wieś i przyszła dopiero nad wieczorem, ale srodze spłakana.