Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom IV.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 310 —

— To dziwne, trzeci dzień i niewiada, co się z nim wyrabia.
— Przeciek nieraz już tak bywało, że poszedł kajś, a potem znowu się zjawił.
— Któż to od was idzie do Częstochowy? — zagadnęła Hanka.
— A idzie moja Jewka z Maciusiem. Latoś mało wiela się ze wsi wybiera.
— I ja pójdę, właśnie przepieram na drogę co lżejsze szmaty.
— Ale pono z drugich wsi to sporo się szykuje.
— Sposobną porę se wybrały, na największą robotę — mruknął Antek, ale żonie się nie przeciwił, wiedząc oddawna, na jaką to intencję się ochfiarowała.
Zaczęły se rozpowiadać różnoście, gdy wpadła Jagustynka.
— Wiecie — wrzeszczała — a to może przed godziną przyszedł z wojska Jasiek!
— Tereski chłop! A dyć powiadała, co wraca dopiero na kopania.
— Co inom go widziała, galancie koło niego i okrutnie stęskniony do swoich.
— Dobry był chłop, ale zawzięty. Tereska doma?
— Rwie len u proboszcza i jeszcze nie wie, co ją w domu czeka.
— Znowu zakotłuje się w Lipcach, przeciek mu zarno powiedzą!
Antek słuchał uważnie, gdyż mocno go zajęła nowina, lecz się nie odzywał, zaś Hanka z Kłębową,