Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 138 —

Jóźka, i stanęły wystraszone nad cebrzykiem, deliberując, kaj się mogło podziać.
— To nie psia robota: wyraźnie znać odkrojenie nożem... złodziej obcy też nie przyszedł po parę funtów... To Jagusina sprawka! — zawyrokowała Hanka, rzucając się zajadle do izby, ale Jagny nie było, jeno stary leżał jak zawżdy z wytrzeszczonemi ślepiami.
Dopiero Jóźce się przypomniało, jako Jaguś, wychodząc rano z domu, cosik kryła pod zapaską, ale myślała, iż to jakiś stroik, któren sobie szykowała na święta, wespół z Balcerkówną.
— Do matki wyniesła... Komu smakuje, nie pyta czyje...
Ale na te słowa Jagustynki, Hanka zakrzyczała w złości:
— Jóźka! wołaj Pietrka!.. trza tę resztę przenieść do mojej komory.
Wmig też przenieśli; chciała przy tej okazji beczki ze zbożem przetoczyć na swoją stronę, by w nich swobodnie przeszukać, ale poniechała: za wiele ich było, i mogliby o tem donieść kowalowi.
I już całe popołudnie, jak pies, warowała na Jagnę, i gdy ta nadeszła o zmierzchu, wsiadła zaraz na nią zgóry o mięso.
— A zjadłam!.. tak moje, jak i wasze, to urznęłam kawał i zjadłam! — odpowiedziała hardo i, mimo że już prawie cały wieczór Hanka nie dawała jej spokoju, dunderując zawzięcie, nie odezwała się więcej ani słowa, jakby z rozmysłem drażniąc. Nawet przyszła