Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom III.djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 82 —

glądać, czy tam wszystko sprawnie idzie, to na ziąb narzekał i o rozgrzewkę wołał:
— Pousadzałem dobrodziejów, narodem ich obwaliłem, że do połednia się nie ruszą.
— Hale, Łaznowski proboszcz długo nie strzyma: powiadali, że mu gospodyni cięgiem porcenelę podawać musi!
— Babciu, pilnujcie nosa, poniechajcie księży!
Nie lubił tego.
— A o tym ze Słupi też powiadają, że zawdy przy spowiedzi flaszuchnę z pachnącem w garści trzyma i nos se przytyka, bo mu ano naród śmierdzi, że po każdym wyspowiadanym złe powietrze chustką rozgania i wykadza...
— Zawrzyjcie gębę: wara wam od księży! — wybuchnął zeźlony.
— Rocho są w kościele? — podjęła śpiesznie Hanka, również wielce nierada pyskowaniom Jagustynki.
— Siedzą od samego rana, do Mszy służył i co potrza obrządza.
— A kajże to Michał?
— Poszedł z organiściakiem do Rzepek, po spisie.
— Gęsią orze, piaskiem sieje i niezgorzej im się dzieje! — westchnął Jambroży.
— Jeszczeby! już najmniej jak za każdą duszę zapisaną jajko dostają...
— A za kartki do spowiedzi osobno przeciek bierze po trzy grosze z duszy. Co dnia widzę, jakie torby dygują z różnościami. Samych jajów sprzedała orga-