Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 245 —

sze się niesły w zaczarowane światy, oczy gorzały, łzy ciekły z nieopowiedzianej lubości i serca dziw nie wyskoczyły z piersi z utęsknienia i podziwu.
A na końcu opowiadał o królu, którego panowie la prześmiewiska chłopskim królem przezywali, że ta był pan ludzki, sprawiedliwy i dobro narodowi całemu czyniący: o jego wojnach srogich, tułactwie, przebieraniu się po chłopsku, w którem chodził po wsiach, w kumostwach się bratał, o złem się przewiadywał i krzywdy naprawiał i złości gasił, a potem, by już być za jedno z chłopami, to się ożenił z gospodarską córką z pod Krakowa, a Zofja było jej na imię, dzieci z nią miał, na zamek powiódł krakowski i tam w długi wiek rządy sprawował, jako ten ociec najlepszy narodu i pierwszy gospodarz!
Słuchali coraz pilniej, nie tracąc ani słowa i dech nawet tając w sobie, by ino nie przerwać tego różańca cudowności, Jagusia zaś całkiem nie mogła prząść, opadły jej ręce, pochyliła głowę i, wsparta policzkiem o kądziel, utopiła modre, ołzawione oczy w Rochowej twarzy, któren się jej widział jako ten święty z obrazów zeszły, boć i był podobien ze siwego włosa, z długiej białej brody i z tych oczu bladych, zapatrzonych gdziesik w zaświaty — słuchała go całą duszą, całą mocą czującego mocno serca i tak gorąco brała w siebie jego powiadania, że ledwie mogła dychać ze wzruszenia, widziała wszystko jak żywe i tam szła duszą, gdzie wiódł słowami, a już najbarzej chwytała ją za serce ta historja o królu i tej gospodarskiej córce. Jezus, jak się to jej ślicznem widziało!