Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom II.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 171 —

wy mogą popaść, izbę przymieść, gnoju urzucić; oba krzywdy dziewce nie zrobią nijakiej, bo z boćkami kompanji nie trzymają.
Sielne parobki, rozmowne, mądrale, przemyślne, z jadłem zawsze do gemby trafiają a nie gdzie indziej.
Co tu począć, kiej oba się zarówno widzą staremu, to się kręci, w nosie dłubie, a Małgośki pyta: którego chcesz?..
— Oba pokraki, tatulu, pozwólcie, to już se Jambroża wybierę!..
Stary głową kręcił, deliberował długo, wiadomo, że mądrala na całą chałupę, a tu chłopaki przynaglają, swaty swoje wciąż prawią, to się napił od jednych haraku, napił się od drugich słodkiej i powiada: wagę przynieśta!
Przynieśli oną wagę, ustawili, a on prawi:
— Zważta się chłopaki, któren będzie cięższy, tego na zięcia wybierę.
Zafrasowały się swaty, posłali po gorzałkę i medytują: któren? bo obaj byli, kieby te pluskwy zeschnięte!
Skoczyły po rozum do głowy Pryczkowe swaty, nasuły mu za pazuchę kamieni, to w kieszenie napchały. Ale i Sochowe też nie były głupie, nie było co, to gęsiora wsadzili mu pod kapotę — i na wagę go stawią... liczą, aż tu cosik powiada S... s... s... Socha niby, i gęsior bęc na ziemię! Roześmieli się wszyscy a Kłąb powiada: zmyślna jucha jest, choć wagi nie trzyma, ty będziesz moim zięciem!“
Juści, że w tem, prócz tego ważenia, innej prawdy nie było, jeno że opowiadał tak śmiesznie, aż się po-