Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 263 —

a już tam, niby ten wąż farbami migotliwy, toczyły się dokoła izby pary, gięły się, okrążały, zawracały z powagą, przytupywały godnie, kołysały się przystojnie i szły, płynęły, wiły się, a para za parą, głowa przy głowie — niby ten rozkołysany zagon dostałego żyta, gęsto przekwiecony bławatem a makami... — a na przedzie w pierwszą parę Jagusia z Boryną!
Aż światła ustawione na okapie dygotały, dom się chwiał, zdało się, że ściany się rozpękną od tej ciżby i mocy, jaka biła od taneczników!...
Pochodzili z dobry pacierz, nim skończyli.
Muzyka teraz zaczęła przegrywać pierwszy taniec, dla młodej, jak to we zwyczaju zdawiendawna było.
Naród zbił się gęstwą pod ścianami i zaległ wszystkie kąty, a parobcy uczynili wielkie koło, w którem zaczęła tańcować! Krew w niej zagrała, aż się jej modre oczy lśniły i białe zęby połyskiwały w zarumienionej twarzy; tańcowała niezmęczenie, coraz zmieniając taneczników, bo choć raz wokoło z każdym przetańcować musiała.
Muzykanci grali ostro, aż im ręce mdlały, ale Jaguś jakby zaczęła dopiero, mocniej tylko poczerwieniała i wywijała tak zapamiętale — aż te jej wstęgi z furkotem za nią latały, chlastając po twarzach, a rozdęte taneczną wichurą spódnice zapełniały izbę.
A parobcy z uciechy pięściami walili w stoły i pokrzykiwali siarczyście.
Dopiero na ostatek wybrała młodego — szykował się na to Boryna, bo skoczył kieby ryś do niej, ujął