Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 167 —

— Miarkują też wszyscy, że nie musi być z chłopskiego stanu, choć mówi, jak wszystkie, i nauczny jest; jakże, z Żydem gadał po niemiecku, a we dworze w Drzazgowej — to z panienką, co była la zdrowia w ciepłych krajach, też rozmówił się po zagranicznemu... a od nikogo nic nie weźmie, tyle co tę kapkę mleka i kromkę chleba, a i zato jeszcze dzieci uczy... powiedają... — ale Kłębowa urwała znagła, bo dziewczyny buchnęły śmiechem i aż się pokładały.
Śmieli się z Kuby, któren niósł w płachcie kapustę i, pchnięty przez kogoś, przewrócił się na środku, jak długi, aż się kapusta rozleciała po izbie, a on wstawał z trudem i, co się już zebrał na czworaki, to padał znowu, bo go popychali.
Józia go obroniła i pomogła wstać, ale też pomstował, pomstował...
I z wolna rozmowa przeszła na co innego.
Wszystkie mówiły zcicha, a gwar się czynił, jakoby w ulu przed wyrojem, a śmiechy szły, a przekpiwania i uciecha taka, że ino oczy się iskrzyły i gęby śmiały, a robota szła chybcikiem, ino trzaskały noże o głąby, a główki, jako te kule raz wraz padały na płachtę i stożyły się w coraz większą kupę. Antek zaś szatkował nad wielkim cebrem przy kominie; rozdziany był, że ostał ino w koszuli i w portkach pasiastych z wełniakowego sukna, rozczerwienił się, łeb mu się rozwichrzył i pot gęsto pokrył mu czoło; tęgo robił, ale śmiał się cięgiem i przekpiwał, a taki był urodny, że Jagna, jak w obraz poglądała, a i nie ona jedna tylko... a on przystawał, żeby odetchnąć, i wesołym