Strona:Władysław Stanisław Reymont-Chłopi Tom I.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 42 —

leśnie, i odpowiadały jej inne gdzieś z sieni czy z podwórza.
— Piękna kobieta — pomyślał i odszedł śpiesznie, bo mu uderzyło do głowy, aż się podrapał, zapiął pętlę i pasa przyciągnął.
Już był w swoich wrotach i wchodził w opłotki, gdy się obejrzał na jej dom, bo rychtyk stał naprzeciw, tylo, że po tamtej stronie wody. Ktoś akuratnie wychodził, bo przez drzwi uchylone lunęła struga światła i jak błyskawica zamigotała i padła aż na staw, potem czyjeś mocne stąpania zadudniły i rozległ się chlupot wody nabieranej, a wkońcu, wskroś ciemni i mgieł, co się były zwlekały z łąk, śpiew się ozwał przyciszony:

Ja za wodą, ty za wodą,
Jakże ja ci buzi podom?..
Podam ci ją na listeczku,
A naści-że kochaneczku...

Słuchał długo, ale głos rychło przepadł i światła wkrótce pogasły.
Na niebo wtaczał się z za lasów księżyc w pełni i rozsrebrzał czuby drzew i siał przez gałęzie światło na staw i zaglądał w okna chat, co mu były naprzeciw. Psi nawet pomilkli, cichość niezgłębiona objęła wieś całą i stworzenie wszelkie.
Boryna obszedł podwórze, zajrzał do koni, parskały i gryzły obroki; wsadził głowę do obory, bo drzwi dla gorąca stały otworem. Krowy leżały, przeżuwając a postękując, jako to jest zwyczajnie u bydlątek. Przywarł wrota do stodoły.