Strona:Władysław St. Reymont - Wampir.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jąc, siedziała ze ściągniętemi brwiami, szczelnie otulona w szal indyjski, chmurna jakaś, ponura i zagadkowa, odwrócił głowę od drzwi, łapiąc w przelocie jej oczy, podnoszące się za nim, oczy pełne wilgotnych lśnień, zadumy i jakiejś targającej, niemej i pokornej prośby...