Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 69 —

— Wróć się na górę, upiłaś się i nie wiesz co mówisz. — Zaczął schodzić.
— Kocham cię, nie jestem pijana. Zabierz mnie — zawołała cicho i błagalnie.
— Wyjeżdżam daleko — odpowiedział miękko, targnięty tym błagalnym, gorącym akcentem.
— Pojadę wszędzie z tobą. — Rzuciła się do niego gwałtownie, objęła go nagiemi ramionami i cisnęła mu się do piersi, z jakimś wysiłkiem namiętności szalonej i długo skrywanej. Piękna jej twarz zabłysła uczuciem i oczy płonęły gorączkowo.
— Zrób mnie swoją służącą, ale weź ze sobą. Kocham cię, ty nie wiesz o tem, dawno już cię kocham i zabiję się, jeśli mnie odtrącisz. — Szukała spojrzeniem jego wzroku, drżała, rwała się do pocałunków, a nie śmiała dotknąć jego twarzy ustami.
— Wyjeżdżam sam i niepowrotnie — rzekł sucho i spojrzał dziwnie, jakby przez nią, w świat.
— Wiem gdzie, wiem — zaczęła prędko. — Ja to odrazu dzisiaj poznałam, i zrobiło mi się tak żal, tak mnie męczyło, tak mnie strach trząsł, że ani pić, ani bawić się nie mogłam, bom czekała rychło się to skończy. Nie śmiałam pana zaczepić. Ja cię tak dawno kocham, ty jeden uważałeś mnie nie za zwierzę, ty jeden miałeś ludzkie słowo i spojrzenie dla mnie. Ja jestem nędzny łachman, wiem, ale com ja temu winna, nikt mnie nie kochał i nie przestrzegał. Widziałam pana wczoraj z narzeczoną i to mnie tak zabolało...