— Daj spokój, Józiu; zły jesteś, że się tobie nie udało... Wiemy przecież...
— Wiecie to, co chciałem, abyście wiedzieli, co wypadało...
— No, daj spokój, nie kończ, bo to jeszcze gorsze, czego chcesz, żebyśmy się domyślili.
— Ja wam powiem otwarcie: jesteście obłudni i niesprawiedliwi. Skądże możemy mieć prawo sądzić drugich? czy jesteśmy bez win? Potępiacie tak pro honore domus, bo w gruncie jest wam wszystko jedno.
— Ty gotów jesteś to cudzołóstwo robić zasługą, a nas niepoczytalnymi moralnie.
— Ani zbrodnią, ani zasługą. W faktach są tylko prawa fizyczne.
— Moralność — to wyrozumowanie, a nie jakieś prawo natury niezłomne, a ja jestem objektywnym spostrzegaczem. Stało się coś, więc się musiało stać.
— Za grubą barbarją jesteśmy, abyśmy cię pojąć mogli, ale jeszcze tak po swojemu pojmujemy co złe, a co dobre. Nie jesteśmy tak znikczemniali, aby nie widzieć łajdactwa w zbałamuceniu żony przyjaciela. Zamgliła ci mózg filozofja.
— Być może. A czemu wy takie same łajdactwa popełniacie ciągle, boć przecież to samo robicie, uwodząc wiejskie dziewczyny dziesiątkami?
— Zupełnie co innego — szepnął któryś.
— To zupełnie co innego — znaczy, że nie jest łajdactwem hańbić sługi, wyrobnice, spychać je
Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/14
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —