Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 9 —

— Zupełnie. Przez omyłkę wypiła kwasu saletrzanego, zamiast lekarstwa od kaszlu.
— Zażyła lekarstwa od życia — szepnął na uboczu stojący, wysoki, blady brunet.
— Czekamy także na pana Antoniego. Pan Kuroński co chwila się spodziewa jego przyjazdu. Dwa razy telegrafował — ciągnął dalej ksiądz dobrodusznie.
— I ten będzie? ależ to skandaliczne! Przecież cały świat wie...
Dziekan spojrzał na mówiącego karcąco, zżymnął ramionami i odszedł.
— Słyszeliście! ten mąż ciemięga zaprasza kochanka...
— Mów ciszej, baby usłyszą i plotka gotowa — szepnął zimno brunet.
— Przedewszystkiem nie żadna plotka. Wszyscy wiedzą przecież, że był kochankiem nieboszczki.
— Sam ten wypadek jest mi coś nienaturalnym, wygląda na coś ukartowanego.
— Co do tego, to już nie uwierzę.
— Wszyscy przynajmniej tak komentują.
— A ty, jak baran, potrzebujesz za wszystkimi powtarzać głupi wymysł!
— Mniejsza o to, ale Antek nie powinien przyjeżdżać.
— Dlaczego? Jeżeli ją kochał naprawdę, to powinien tu być.
— Ale to będzie niegodziwością, jeśli się zjawić tutaj zechce...