Strona:Władysław St. Reymont - Pisma IX - Nowele.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 101 —

— Panowie! proszę sobie artystkami nie wycierać zębów.
— Tylko?
— Kanciarz!
Całe towarzystwo zgodnie wybuchnęło śmiechem...
— Więc pani w ten sposób rozumiesz? Tak myślisz?...
— Stój, Garricku! Pani! ten młodzieniec znieważa cię. Posądza bowiem, że rozumiesz i że myślisz. O niegodziwiec! o łotr!...
Powiedział to komik, Wstawką nazywany, przysadzisty, o rozlanej twarzy i brzuchu, a zalanym talencie jegomość, i oddalił się śpiesznie, rzucając złośliwo-triumfujące spojrzenie wokoło.
Nazwany Garrickiem, młody aspirant do artystycznej nędzy, jeszcze niezbyt otrzaskany z postępowaniem współkolegów, a przeto pełen jeszcze młodzieńczego ognia, porwał się oburzony.
— Siedź pan, nie zważaj na mowy podobnych klownów. Trzeba czasem i zniewagę złożyć na ołtarzu sztuki — szeptała skonfundowana, ściskając rękę swego rycerza.
— Dobrze, pani, usłucham twego głosu — jest mi on rozkazem.
Podziękowała mu powłóczystem a głębokiem spojrzeniem podmalowanych oczu.
— ...ale nie rozumiem — mówił dalej — nie mogę pojąć, jak podobni w życiu ludzie mogą być przedstawicielami sztuki, apostołami piękna i szla-