Strona:Władysław Sebyła - Pieśni szczurołapa.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zaszytego w ziemię nie znajdą, poomacku padające pociski.
Samotnemu w strachu nie będzie głos kamrata jak brata głos bliski

Patrzcie! W oczach wypranych ze śmiechu, to nie ja, to nie strach nie groza!
To jest przepaść usłana gwiazdami, które w niej utonęły jak w morzu.

To jest przepaść, w którą zapadam z każdym stukiem kuli o szosę.
Na jej dnie chcę odnaleźć siebie, moje nogi zdrowe i bose.

Gdybym miał moje zdrowe nogi, a na kościach mięśnie z rzemienia,
Uda twarde, jak pnie dębowe, kostki śmigłe jak u jeleniu:

Nie nabijałbym się bez przerwy na dwa sztywne, nieczułe drewna,
W brazylijskim tańczyłbym stepie, w suchej trawie, pod słońcem ulewnem.

Jak koń darłbym ziemię piętami, ciosem nogi rozbijałbym głazy,
Do słońca mówiłbym nogami nierozumne, wesołe wyrazy.

Szukałbym w pracy i pocie, i w trawy tratowanej chrzęście
Szukałbym siebie w bójkach na ciężkie kopnięcia i pięście.

Szukałbym w biegu, w oddechu chciwemi łapanym ustami,
We śnie skamieniałym zmęczeniem i w niebie zasianem gwiazdami.

Nie znalazłem siebie w Paryżu, ni w Berlinie, nad Wisłą, nad Dźwiną: