Strona:Władysław Sebyła - Pieśni szczurołapa.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
SPOWIEDŹ SZCZUROŁAPA

Księże! Przestań mnie straszyć swoim bogiem, strasznym,
Który siedzi na tronie z gwiazd i adamaszku.
Przestań syczeć jak żmija. Przestań mówić do mnie.
Nie słyszę. — Zgłuchłem w ciszy.
Nie widzę. Oślepiły mnie płomyki gromnic.
I nie wierz moim grzechom. Ja tak słodko kłamię.
Umiem wymyślać grzechy, pachnące kwiatami,
Grzechy pachnące wiatrem i mokre od deszczu,
Grzechy — co jak liście szeleszczą.

Nie strasz mnie bogiem, który za zielonym stołem
Siedzi i świat świdruje złem, sędziowskiem okiem.
Ja mam swojego boga, który jest obłokiem,
Krzepkokorzennem drzewem, wiosennem, wysokiem,
Kroplą złotej oliwy, płonącą w motorze,
Jest wichrem, który huczy nad wzburzonem morzem,
Jest dźwięczną muchą w słońcu, wilgotnym parowem,
I jest nowem, przezemnie wymyślonem słowem.

Nie chcę twojego nieba, które ma się zwinąć,
Jak karta książki, drukowana gwiazdami;
Żeby nas odkryć pustkom i głębinom.
I żeby w ostatni dzień twój bóg mógł zawisnąć nad nami.
Moje niebo jest inne. Niebieskie i granatowe.
Słońcem w dzień, w nocy spowija mi głowę.
Jest tajemnicze i straszliwe.
W niem komety maczają swe miedziane grzywy,
Gdy na wodopój do słońca od czasu do czasu
Przychodzą z dalekiego, huczącego lasu.
Moje niebo jest głębokie... głę-bo-kie ...