Strona:Władysław Orkan - Wskazania.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głosy niedorostków i bardziej jeszcze zgasłe inwalidów. — Niemasz tych, co śpiewowali: — Leżą kędyś w Karpatach, w piachach Wołynia, w Alpach włoskich, w pustaciach serbskich, w Rumunji... a ci, co jeszcze żyją: na drogach obcych, dalekich się tłuką.
I oto mimowoli myśl nawraca ku temu samemu. Ku tym sobótkom strasznym, które zajęły świat.

„W każdym momencie jedno tkwi:
Pożarem płonie świat.
W każdym momencie jedno brzmi:
Brata uśmierca brat.
Nic myśleć, jak to, przez godzin ciąg:
Pali się świat — mordercą brat,
Wojna jest w krąg!”...

(L. Marck.)
........................

Przeszły, oddaliły się lata wojny, z której, jak wyspa z potopu krwawego, wyłoniła się, pokoleniami wytęskniona, Polska...
Zdawałoby się, że wróciła też sobótkom, na wolnej ziemi palonym, radość weselna. Że z wierchu na wierch — od ogni do ogni — nieść się będą wyzwolone, oddechem wolnych piersi spotężnione, odkrzyki orle, pieśni życia, ba, już nie pieśni — płomienie!
Nic z tego spodziewania... Gdy przyjdzie czas Zielonych Świąt, jako i dzisia przyszedł, zapalają się sobótki tu owdzie po wierchach, jako to po zwyczaju,