Przejdź do zawartości

Strona:Władysław Orkan - Pieśni czasu.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A wiater siał, roznosił po szerokim świecie —
Ostatni z wieków starych doczekał się przecie
Zagęstwionego gaju,
A syn jego obaczy rozszumiały las.

Przez długie wieki fale wód
Rosły ku niebu niepojętą mocą,
Ale szły w górę księżycową nocą,
A w dzień padały na spód,
Na dno, pod ciche uśpione powierzchnie.

Aż nastał ony wiek piorunnych burz.
Fale, zbudzone, zrywają się we dnie —
Księżyc nie budzi ich, lecz błyskawice!
Idą ku niebu — słońce białe mierzchnie
I kryje się za czarne skrzydła chmur
I blednie
I z poza krwawych zórz
Wychyla przerażone lice.

Żywy, idący bór...
Gdy wicher weń uderzy,
Rozchwieruta, rozchwieje,
Rozegra w dziki chór,
Jakim wołają knieje —
Gdy to wołanie wokół się rozszerzy —
Biada ginącym! Biada!