Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ze strykem na nomowiny,[1] — zebyś nie pokazowała zodne niechęci!...
Rózia już nic się nie odezwała, nie chcąc przeciągać dłużej przykrej rozmowy. Rodzice też zabierali się do spoczynku. Więc i ona rozczesała długie, jasno-lniane włosy, związała je tasiemką i zmówiwszy pacierz weszła do łóżka...
Myśli przykre majaczyły jej po głowie. Chciała do snu myślą przywołać przed oczy Wojtusia — jakiś zły duch podstawiał jej przed wyobraźnią obrzękłą twarz Walka... Wreszcie bolesne jakieś uczucie wyparło łzy do ócz ze serca; owinęła głowę poduszką i szlochała długo... długo — aż sen-przyjaciel lekkiemi objął ją ramiony i ukołysał...
Na drugi dzień, ledwo wyszło słonko — Rózia zerwała się z posłania i owinąwszy się białą chustką, wybiegła do wyrębu — na maliny... Zanim matka śniadanie zgotuje, ona nazbiera pełny dzbanek czerwonych jagód.

Ranek był prześliczny... Słonko ledwo wytoczyło się kołem na szczyty pobliskich gór, jasno-różowe, a już zajrzało do wszystkich chałup, o wodę szumiącą potoków uderzyło promieniami i „skrzystaliło“ wszystkie krople, lecące z wysokich skał... Ranek był wspaniały.

  1. Nomowiny = zrękowiny. Zwykle jakiś opiekun, stryk albo wuj przychodzi do domu dziewczyny z chłopcem, który chce się z nią żenić. Tu kładzie warunki, namawia — stąd „nomowiny“