Strona:Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

walki, zachęta ze strony Europy była ogólna, ciągła, nieprzerwana a upomnienia, aby wstrzymać bój nie było. A jak płonnemi się okazały chęci i rachuby rządów, tak marne też dla nas były sympatye ludów i sławione zasady wieku«.
Czy te ubolewania nie przypominają wyrzutów czynionych Europie przez księcia Adama Czartoryskiego na schyłku powstania 1831 r.? Sympatye ludów cudów nie dokazały; jednak krwi Becchiego, Nulla i garstki Włochów i Francuzów, którzy dla nas zginęli, nie można stawić na równi z kłamliwemi orzeczeniami ministrów a sympatye ludów, jeżeli małej okazały się wagi na polu bitwy, to przynajmniej ulżyły wychodźcom ciężką dolę tułacza.
Sam książę Władysław Czartoryski w 1866 r. wystąpił 3-go maja z »słowem dziękczynnem dla tych szlachetnych cudzoziemców, którzy w ostatnich dwóch latach zajmowali się tak szczerze nowymi towarzyszami naszego pielgrzymstwa. Odnowiony wypadkami komitet francuzko-polski, dzięki kilku mężom, których nazwiska zostaną nam drogie, oddał nie małe usługi znacznej liczbie rodaków; wszystkim zaś wiadomo, na jaką wdzięczność zasługuje to zacne zgromadzenie XX, Oratoryanów, których niestrudzone dla emigracyi poświęcenie wzbudza cześć i podziw w tych nawet, co już od dawna znali ich wierną dla Polski miłość«.
Cała Francya cieszyła się w 1867 r. wystawą powszechną. Napoleon III przyjmował cesarzów i królów. Paryż był więcej niż kiedykolwiek karczmą Europy a przyjezdnym nie szczędzono zabaw. Napływ nadzwyczajny cudzoziemców i szalony wir tego wszechświatowego kiermaszu, zdawały się być dowodem za-