Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sem: przestał burzyć i przelewać, i spokojnie płynie lodowem korytem — on, ostatni ślad życia wśród zimowej martwoty. Hulaszcze jego zalewy stężały w przezroczystą masę, wargowatą, pomarszczoną, jak wąsiska i gęby maskaronów w parkach. Śród zalanych i zamarzłych przestrzeni, sterczą jak bułki, jak skulone srebrzyste króliki, żabice i kamienie okryte śniegiem, bieluchne i ciche, lecz — zjawisko godne uwagi Tyndala — śnieg na nich nie leży jak zwykle, ale najeżony jak kolce na jeżu, nastroszony symetrycznie, jak opiłki żelazne na końcu magnesu, — a kule, bochenki bajecznie podobne do rozmaitych jeżowców, tylko — jakby je kto rzucił w Sprudlu odmęty — i wydobył śnieżyste, niepokalane!





9 grudnia.

Śnieg ustał. Świat jak z tysiąca i jednej nocy — cały inny; dawny rzeczywisty zginął pod płaszczem śnieżystym; rozpanoszył się jeden kolor biały, mieniący się fioletem; po-