Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potokiem, pełzną po stoku góry i rozciągają po polu. Śród białego dnia, o 2-ej godzinie, robi się chłodno, przejmująco. Słońce błyszczy jeszcze, lecz blado, z po za żółtawego welonu. Chwilami mgła opada, światło zwycięża, lecz coraz częściej mgła pokonywa. Wreszcie przewzięła Feba. Na ciemnem tle, pod światło widać, że padają jak kropelki, lecz nie płynu, ale rodzaj śniegu, jak kryształki, tak drobne, że tylko z pyłkami kurzu, widzialnemi w słońcu, porównać je można. Są to pyłeczki tak subtelne, jak pyłek kwiatowy owoców.





10 listopada 1892 r.

Wycieczka do Kościelisk. Wyjazd o 91/2 z rana. Siwy mróz na ziemi, tak gęsty, suty, jak siwy kożuch. Cisza nie zakłócona, błękit nieba nie skalany. Gruda haniebna, co chwila który z koni na kolanach. Stary Jarząbek dźwiga wóz, zachęca konie i przemawia: — „E, weredo głupio, cego się