Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 90 —

Wśród śpiewu nie uważał Porwisz, że już od chwili stoi za nim żyd gospodarz z pod Rycerskiego Koguta, i z tajemniczą miną ciągnie go za bandolet. Odwrócił się nareszcie Porwisz i spojrzał pytającym wzrokiem na żyda.
— Panie wachmistrzu — szepnął mu żyd — ktoś tu jest, co z panem chce pomówić....
— Niech przyjdzie jutro; nie widzisz że teraz nie mam czasu? — ofuknął Porwisz.
— Ale panie wachmistrzu — odszepnął żyd — to jest jeden znaczny człowiek z daleka, on zaraz jedzie, a ma ogromnie pilny i ważny interes.
— Gdzież on jest?
— Tu, u mnie w alkierzu.
Trochę ciekawy, a widząc, że się daleko fatygować nie potrzebuje, wachmistrz wstał i udał się do alkierza. Tu zastał człowieka w chałacie i z żółtym turbanem na głowie.
Był to Szachin — handlarz dusz....
Wachmistrz zmierzył od stóp do głowy Szachina, który ukłonił mu się grzecznie i z najsłodszym uśmiechem,