oczy, jakby się sam wstydził swojej odgróżki.
— Słuchajże Porwisz — mówił Fogelwander — to co ci powiem, to nietylko ordynans rotmistrza, ale prośba przyjaciela.
Wachmistrz wytężył całą swoją uwagę.
— Kilka dni nie będzie mnie we Lwowie — ciągnął dalej oficer — oddam ci tedy pod nadzór najostrzejszy i pod najtroskliwszą opiekę pewną osobę, na której mi wiele zależy.
— Dam się za nią porąbać, pokłóć i postrzelać jak stare rzeszoto, mości rotmistrzu! — zawołał z komiczną emfazą Porwisz.
— Tą osobą jest ten hajdamak, któregoś mi wczoraj pokazywał....
— Trokim, kampańczyk!
— Tak jest. Pamietajże Porwisz, że chcę go zastać za moim powrotem.
— Stanie się według ordynansu, mości rotmistrzu — odparł Porwisz — a gdyby kanalia umarła w tym czasie, to utnę głowę z pokornym respektem mówiąc i na hauptwachu przy sztabowej
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/73
Wygląd
Ta strona została przepisana.
— 69 —