Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 68 —

Fogelwander dopiero teraz zrozumiał, o co chodzi wachmistrzowi.
— Staryś a głupi, braciszku — zawołał ze śmiechem — toś ty się na mnie pogniewał, że na konwój do Brodów nie pójdziesz. A wiesz ty czemu cię nie biorę?
Porwisz milczał z obrażoną miną.
— Oto dla tego, mój bracie — mówił Fogelwander — że ci najbardziej ufam ze wszystkich, i że się bez ciebie w pewnej bardzo ważnej sprawie obejść nie mogę....
I poklepał serdecznie wachmistrza po ramieniu. W oczach Porwisza rozjaśniało się nieco.
— Widzisz, kochany stary — ciągnął Fogelwander — my obaj tak się dobrze znamy, że tylko ty mnie możesz zastąpić, a ja ciebie....
Na twarzy Porwisza zaświeciła jasna pogoda, a poczciwe oczy jego poczęły mrugać wesoło z pod brwi szpakowatych.
— Ja ciebie zastąpię na konwoju, a ty mnie zastąpisz we Lwowie. Ot i cała zagadka rozwiązana, chyba, że koniecznie chcesz pójść na organistę....
Porwisz uśmiechnął się i spuścił