Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 63 —

— Kto wie.... — szepnął przez zęby Szachin, ale tak, że Fogelwander słów tych nie dosłyszał.
— Zaczekaj tedy dni kilka — rzekł Fogelwander i pożegnawszy żyda skinieniem głowy pośpieszył do pokoju.
Szachin rzucił za nim spojrzenie jadowite, rzec można skrytobójcze... Ścisnął dłoń gniewnie i mruknął do siebie:
— Poczekam, albo nie poczekam... Zobaczymy.... Być może, że bez ciebie powiedzie mi się gładko.... Miałżeby on co miarkować?...
Potem zaśmiał się przez zaciśnięte usta i dodał:
— Jedź sobie mizerny panie grafie, szczęśliwie do Brodów.... Kto wie, jak powrócisz, czy zastaniesz jeszcze i kupca — i towar....