Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 52 —

wyższym stopniu zajęła tajemnicą swą naszego oficera....
Im bardziej przypatrywał się Szachin, tem większy zdradzał niepokój więzień. Odwracał się w przeciwną stronę, pochylał i zasłaniał twarz swoją, od czasu tylko do czasu rzucając trwożne spojrzenie ku Szachinowi i oficerowi, jakby się chciał przekonać, czy właśnie on jest przedmiotem obserwacyi.
Dziwne to, niemal gorączkowe zaniepokojenie wyrażało się we wszystkich ruchach jeńca. Począł się krzątać około roboty z nadzwyczajną żywością i dawał przytem próby olbrzymiej siły. Podnosił jak piórka ogromne kosze szańcowe, wypełnione ziemią, w powietrzu niósł taczki, wyładowane gruzem, jak źdźbła wyrywał potężne ostrokoły z ziemi. W człowieku, na którego twarzy wyryły się głębokim śladem głód i nędza, siła ta była prawdziwie zdumiewająca....
Kilka chwil tylko trwała ta scena.
Szachin zapewnił się snać o tożsamości osoby, o którą mu chodziło, ustą-