Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 299 —

gdyby nawet dom był zupełnie pusty, bo całą noc musielibyśmy stawić na rozbijaniu drzwi dębowych i mocno okutych. Nie ma innej drogi, tylko okna.
— Ale okna zakratowane — zauważył oficer.
— Oglądałem je dobrze; wszystkie są zakratowane, ale znalazłem jedno, w którem kraty zupełnie są popsute i rdzą przegryzione. Zresztą być może, że do wieczoru obmyślę jeszcze inny sposób. Tymczasem oczekuję przybycia pod parkanem.
— Czy masz broń? — zapytał Fogelwander.
— Właśnie prosić chciałem o nią.
Fogelwander miał z sobą dwie pary pistoletów. Wydobył jedną i dał je Kwackiemu. Pistolety były nabite, a oficer dodał jeszcze artylerzyście mały zapas prochu i kul.
— Muszę natychmiast wracać — rzekł Kwacki — i już nie wyjdę z saletrzarni. Wiernik i pachołcy czujnie mają mnie na oku; mógłbym wzbudzić podejrzenie.
— Idź tedy i czekaj naszego przybycia. Skoro zupełnie ciemno się zrobi,