Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/302

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 298 —

z sobą drabinę, najlepiej sznurową, bo mniej z nią będzie kłopotu, a będzie nam koniecznie potrzebna.
— Z której strony najlepiej przeleźć parkan? — zapytał Ogarek.
— Od zachodniej strony, nie daleko samego rogu. Umyślnie rzucę do wody swoją czapkę, a potem niby dla osuszenia powieszę na jeden z grotów żelaznych, które sterczą na wierzchu parkanu. To będzie znak.
— Doskonale Ariodantes! — zawołał Ogarek, klepiąc Kwackiego po ramieniu.
— Ale to nie koniec — rzekł artylerzysta — ja nie sam śpię w tej budzie. Razem ze mną jest pachołek Arona, żyd sążnisty, uzbrojony zawsze w pistolety... Jak wejdziecie, trzeba się sprawić szybko i ostrożnie, aby nie dał ognia lub nie narobił wrzasku....
— Znajdziemy na to sposób — ozwał się Fogelwander — ale powiedz nam teraz, co poczniemy dalej, stanąwszy już na podwórzu?
— Drzwiami nie dostaniemy się nigdy do środka — tłómaczył Kwacki —