Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 287 —

— Jesteś rok cały n Arena — prowadził dalej Ogarek — powiedz mi mój drogi, czy ci tam nie wpadło co w oczy?
— Oho, czy mi co nie wpadło w oczy! Tam ciągle odbywają się jakieś nieczyste praktyki, zmowy, konszachty... Szachin w nocy odjeżdża, to przyjeżdża, a zawsze w tajemnicy, w ciemności.... To zbójecka jaskinia; powiadam ci, ja to kiedyś wszystko w powietrze wysadzę!
— Byle nie zaraz, byle nie zaraz! Zresztą nie mam nic przeciw tej zacnej imprezie. Czy w tem wszystkiem coś osobliwie, przedewszystkiem, nie zwróciło twojej baczności?....
— Ile razy! — zawołał Kwacki. — Ot niedawno, będzie temu niespełna dwa miesiące, kogoś przywieźli, jakąś kobietę, czy dziecko. Byłem właśnie na podwórzu. Słyszałem krzyk, a jak nadbiegłem, było już cicho, tylko konie Szachina stały przede drzwiami....
Porwisz porwał się i uderzył pięścią w stół z takim okropnym łoskotem, że aż szklanki i szyby wszystkie zabrzęczały. Poczciwy wachmistrz nie mógł bowiem stłumić w sobie wrażenia, jakie