Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 278 —

gęsty kłąb ludzi trudno było myśleć. Ogłuszeni wrzaskiem stanęli i poczęli patrzeć ze śmiechem na tę szczególną giełdę. Po chwili zniecierpliwił się Porwisz i pociągnął za ramię swego towarzysza, chcąc skręcić inną ulicą, ale Ogarek oparł się i nie chciał ruszyć z miejsca.
Snać coś nagle żywo zajęło uwagę gwardyaka, bo utkwił wzrok w jednym kierunku, jakby kogoś śledził z wielkiem zajęciem.
Kierując się wzrokiem Ogarka spostrzegamy o kilka kroków wysokiego, chudego mężczyznę, ubranego nędznie i dziwacznie. Człowiek ten miał na sobie podarty i połatany kubrak hajducki i buty w bardzo opłakanym stanie, na głowie zaś wypłowiałą furażerkę zieloną.
Nieznajomy ten włożył obie dłonie w kieszenie swego kubraka i patrzył w kłąb krzyczących żydów, to liczących skórki zajęcze, to wiążących je w tuziny, to dla odmiany bijących się między sobą aż do krwi....
Ogarek kilka chwil przypatrywał się tej postaci, aż nagle porzucając. Porwi-