Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 247 —

dragonów i wyszedł z szańców, rzucił się z bagnetami na Konfederatów.
Wprawny i wyćwiczony żołnierz wpadłszy na niesforną kupę konfederacką, rozbił ją w jednej chwili, odciął od kościoła Karmelickiego i pędził przed sobą, jak tłum bezbronny....
Tym sposobem Fogelwander przyszedł skutecznie w pomoc szańcom Karmelickim i wpłynął niemal stanowczo na odparcie szturmu. Pułkownik Korytowski artyleryą ustawioną na szańcach halickich rzucił popłoch między Konfederatów, którzy tu atak przypuścili; ci uciekając, dostali się znowu na dragonię Fogelwandra, jakby na ostry klin żelazny, i cofając się w nieładzie, roznosili trwogę między własne szyki.
Gdy słońce wschodzące rzuciło światło na pobojowisko, już pod Lwowem nie było Konfederatów. Wkrótce nadszedł sam komendant Korytowski i dziękował Fogelwandrowi za dzielną komendę, winszując mu szczerze śmiałej a szczęśliwej wycieczki. Polecił także pułkownik, aby Fogelwander wysłał zaraz podjazd złożony z kilkunastu dra-