Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 219 —

pukania. Fogelwander zostawił Trokima bez odpowiedzi i pospieszył odsunąć rygiel. Do celi weszli przeor i doktor Bamber.
— Ojcze kochany — rzekł swobodnie Fogelwander, maskując wrażenie, które na nim sprawiły zwierzenia Trokima — nasz chory hajdamak zrzuci już teraz płótniankę. Możecie go przebrać w czystą odzież... — i nachylając się do przeora dodał z cicha: — Mam słówko pomówić z tobą, ojcze:
Zostawiając Bam bera przy chorym, wyszli obaj na korytarz. Fogelwander trzymał w ręku dukaty Trokima.
— Wasz klasztor jest ubogi, ojcze — rzekł do przeora — narzuciłem wam chorego, który was na koszt uraża. Oto, czcigodny ojcze, trzydzieści dukatów za hajdamaka. Ja może dziś lub jutro wyjadę, a nie wiem, czy prędko wrócę. Pielęgnujcie miłosiernie chorego, zapłaćcie leki i poczciwego Bambera, sprawcie rannemu nową przyzwoitą odzież a jeśli co zostanie z tej sumy, rozdajcie ubogim, i módlcie się, ojcze drogi, za tego nieszczęsnego grzesznika i... i... za mnie...