Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 217 —

Wy pan, wy oficer, wy uczony, ale już to monachy lepiej wiedzą, co Bogu miłe, a co nie. Bóg przyjmie moją ofiarę, mnie o tem monachy z wereżanki mówiły. Ja zbuduję monaster za złoto, piękny monaster, sześciu siwobrodych czerńców modlić się tam będzie w dzień i noc; jeden przestanie, drugi zacznie, to i gdzieżby oni nie wymodlili przepuszczenia?... Ta jak to może być, złoty panie!... I temu nie wierzcie, żeby to skarb był przeklęty... Com ja słyszał, to słyszał — a mówili mi to kampańczyki, co byli przy tem. Ihumem perejasławski wie o tem lepiej, a on krzyżem nam dał odpuszczenie. Kiedy ihumen pozwolił, to kto przekląć może?...
Trokim przerwał, a gdy Fogelwander patrząc z litością na zbłąkanego zbrodniarza, nic nie mówił, ozwał się znowu z pewnym tryumfem:
— Ot widzicie, że to inaczej, niż wam się widzi, jasny panie... Tak jedna część Bogu, druga wam, trzecia mnie. Na co mnie złoto się przyda, pytacie? Żył człowiek lat pięćdziesiąt jak pies, gorze] niż pies, najadł się biedy na świe-