Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 207 —

dużo, sreber, kielichów, lichtarzy, perłowych bind żydowskich, Przebraliśmy się obaj z Pukiem za chłopów, co jadą z rybą suszoną, włożyli złoto na teligę pod słomą i pojechali tam, gdzie skarb był zagrzebany.
....Do samego miejsca dojechać nie było można, bo skarbiec Puka znajdował się wśród przepaścistych jarów, niedaleko Kamieńca podolskiego, blizko granicy tureckiej. Dojechawszy niedaleko Tatarzysk janczyniecką drogą w nocy, zostawiliśmy teligę w karczmie; ja wziąłem worek na barki, a watażka szedł za mną, ale tak nie długo było, bo bałem się, aby mnie z tyłu nie zastrzelił jak psa. Szedłem umyślnie złą drogą, choćbym na ślepo był umiał trafić na miejsce; aż widząc, że błądzę, watażka poszedł naprzód, klnąc mnie, żem pijany i droga mi się kręci przed oczyma.
....Tak weszliśmy między jary głębokie i urwiste. Droga prowadziła nad samym brzegiem przepaści. Noc była bardzo ciemna, choć oczy wykół, a na trzy kroki nic nie zobaczysz. Puk szedł ledwie krokiem jednym naprzód, a ciągle