Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 160 —

dę, że karmelici ludzie nieczynni i niemiłosierni....
— Nie będziesz tego mówił, nie będziesz tego mówił! — zawołał zakonnik, i zawoławszy dwóch braciszków, pośpieszył do furty.
Plan powiódł się wybornie Fogelwandrowi. Trokim Watażka za chwilę był w małej celce, na schludnem łożu mniszem. Obmyto mu rany i przewiązano na predce.
Fogelwandcr poprosił gwardyana o sekret, strasząc poczciwego mnicha, że to miłosierdzie swoje, gdyby się wykryło, okupićby musiał surową karą wojskową, a otrzymawszy przyrzeczenie tajemnicy, wybiegł z klasztoru.
Przed furtą zastał jeszcze sierżanta i żołnierzy. Miał dwa dukaty całego majątku w kieszeni. Wydobył, je dał jeden sierżantowi, drugi żołnierzom i rzekł:
— Dziękuję wam kamradowie! Nie zrobiliśmy nic złego; spełniłem tylko to, na co mi moje prawo pozwala, i nie chodzi mi o żadną odpowiedzialność, ale wolałbym, żebyście o tem co zaszło, nie mówili. Opryszek zginął i zakopano go