Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

F. Jak się to stało... Poczekaj... Skoro Wielkie Wszystko nie zna matematyki, a jednak wykłada się zapomocą geometryi, to ktoś musi być tych praw prawodawcę.
N. Być może... — Rozum, Ducha czuję w sobie! Są dla mnie niewidzialne, równie jak i dla ciebie. Jakże chcesz ty, maleńka cząsteczka mojego „Ja“ — ty, biedne ziarenko prochu, wiedzieć, czego nie wiem Cała?
F. Jesteśmy ciekawi. Chciałbym wiedzieć, Kochana, czem się to dzieje, żeś jest tak ruchliwą w zwierzęcych i roślinnych objawach życia — Ty, której góry i stepy są tak dzikie i martwe?
N. Dzieciaku! Tak żądny jesteś prawdy! A gdybym ci powiedziała, że przedewszystkiem nazywasz mnie opacznie, jak najbłędniej. Nie jestem wcale Panią Naturą — Sztuką jestem!
F. Co! Sztuką? Odwracasz wszystkie moje wyobrażenia, cały świat. Natura jest sztuką — Natura!
N. A jednak tak jest. Czy nie poznałeś mnie w „martwych“ — jak mówisz — górach i stepach? Czy nie odczułeś mnie w budowie każdego owadu, kłosa, rudy złota — miedzi. Postrzegaj, maleńki, postrzegaj. Odbudujesz świat cały, jako widomy cud mój, cud sztuki.
F. Tak, tak... przychodziło mi niekiedy na myśl...
N. Jestem — Wszystko! Nie rozumiesz mnie, mrówko, nie zdołasz, nie ogarniesz, atomie